Tivat to jedno z położonych miast w przepięknej zatoce Kotorskiej, które mieliśmy okazje zwiedzić podczas pobytu w Czarnogórze. 🙂
Docelowo na nasz cały tygodniowy pobyt zatrzymaliśmy się w Budvie, ale poza naszym miejscem docelowym chcieliśmy zwiedzić kilka pobliskich miast, o których dużo słyszeliśmy. 🙂 Uwielbiamy Bałkany, więc wiedzieliśmy, że będziemy zachwyceni każdym kolejnym zakamarkiem kolejnego odwiedzonego państwa.
Za nim opowiem o naszej pierwszej podróży stopem warto wspomnieć, że w Czarnogórze komunikacja – autobusy, czy PKS są bardzo dobrze zorganizowane i nie drogie, więc nie ma problemu poruszać się między miastami i to nie tylko w ciągu dnia, a również i w nocy. 🙂 No, ale co zrobić kiedy nastawiasz się na przygodę? 😀
Nasza pierwsza podróż stopem.
Tym razem nie chcieliśmy zwyczajnie kupić biletu na PKS, tym razem postanowiliśmy dodać sobie dreszczyk emocji w trakcie podróżowania i postanowiliśmy spróbować pojechać (pierwszy raz) stopem na trasie Budva – Tivat – Kotor – Budva lub Budva – Kotor – Tivat – Budva . 🙂 Napisałam LUB gdyż odległości między miastami były bardzo małe i nie stanowiło to dla nas większej różnicy, w którym mieście będziemy najpierw, grunt, abyśmy zwiedzili oby dwa miasta. 😉
Na nasz pierwszy przystanek na złapanie stopa wybraliśmy się na kawałek parkingu przy samej ulicy z wyjazdu z centrum Budvy, oczywiście mając przy sobie wypisane dwie kartki z dwoma miastami. Czas leciał, a my z uśmiechem na twarzy dalej w tym samym miejscu, przez ponad 30 minut nikt się nie zatrzymał – byliśmy pewni, że stoimy w idealnym miejscu i czytając wcześniej opinie innych osób podobno znalezienie stopa w Czarnogórze to nie duży problem. 😉 Patrząc, że u nas nie do końca się to sprawdziło, stwierdziliśmy, że to już dobry czas na znalezienie nowego miejsca postojowego, po pół godzinie idąc przed siebie w kierunku Tivat, okazało się, że praktycznie znaleźliśmy się w nowym mieście (na google maps pokazuje Seoca, Bar, okolice plaża Jaz), a po drodze napotkaliśmy również na tunel i mieliśmy m.in. takie widoki.. 🙂
Czemu szliśmy tyle czasu szukając nowego punktu postojowego? Bo chodnik był tylko przy ulicy w stronę Budvy, a my chcieliśmy złapać stopa w drugą stronę i przez to nie mieliśmy gdzie stanąć z kartkami, a druga sprawa, że ewentualnie chętni do zatrzymania się nie mieli za bardzo warunków gdzie się zatrzymać i nas zgarnąć, szczególnie, że nie bylibyśmy dla nich zbytnio widoczni . 😉
Przechodząc przez tunel, praktycznie przed nowym miastem była w końcu jedna zatoczka w stronę Tivat, a na zatoczce stał samochód z kierowcą w środku, który podjadał sobie kebaba. Przeszliśmy obok, stanęliśmy w widocznym miejscu i ponownie nasze kartki z wypisanymi miastami wzięliśmy do rąk, a kierowca widząc nas nagle wyrzucił kebaba przez okno i zawołał, że on jedzie w tamtą stronę i może nas podwieźć. 😀 Pełna radość, w końcu udało się wsiąść do samochodu i w końcu jedziemy do celu – ale w międzyczasie okazało się jednak, że kierowca nie jedzie docelowo do żadnego z naszych miast, jedzie po prostu w tamtą stronę i w sumie 2 km przed rozjazdem albo Tivat, albo Kotor wysadził nas na parkingu sklepu, w którym pracuje.
Wszystko fajnie, coraz bliżej do celu, ale temperatura na dworze coraz większa, w tamtym czasie było na pewno ponad 30 stopni i nie było żadnego wiatru, a w tym miejscu, w którym nas wysadził również nie było ani centymetra cienia i mieliśmy do wyboru albo iść na piechotę przed siebie bez dostępnego chodnika, albo stać przy wyjeździe z parkingu z naszymi kartami i czekać na cud. 😉 Co wybraliśmy? Ponownie wyjęliśmy dwie kartki i z pełnym uśmiechem, topiąc się w słońcu czekaliśmy na cud, ale wiecie co? Udało się! Po ponad pół godzinie jeden z kierowców zatrzymał się i zabrał nas ze sobą do Tivat. 😉
W trakcie drogi, próbowaliśmy wejść z nim w jakąś konwersacje po angielsku, czy po polsku, ale niestety Pan nic nie rozumiał, ani w jednym, ani w drugim języku. Jak na przekór w międzyczasie stanęliśmy jeszcze w korku, więc podróż mijała nam w ciszy i spokoju. 😉 Jak w końcu udało nam się dojechać, pierwsze co usiedliśmy na ławce, aby odetchnąć, bo nie ma co ukrywać trasa była pełna wrażeń. 😉
Tivat.
Na Tivat nie mieliśmy konkretnego planu, tak naprawdę spacerowaliśmy przed siebie, aż doszliśmy na główny deptak, a w nim na każdym kroku można było podziwiać marinę i jachty. Spacerując od jachtu do jachtu czuć było na każdym kroku luksus – uliczki, sklepy, osiedle z zatoką i tak do końca deptaka, aż doszliśmy do straży morskiej. Kierując się w drugą stronę były również hotele, kamieniste plaże. Dla mnie miejsce spokojne, ładne, czyste, ale tylko na krótki wypad, aby się przejść i popodziwiać ładne widoki, ja osobiście nie dałabym radę wytrzymać w tym mieście tygodniowego urlopu – lubię jednak miejsca, w którym czuje się luźno i zdecydowanie więcej się dzieje.
Przechodząc deptak od jednego końca do drugiego stwierdziliśmy, że czas zmienić lokalizacje. Kierowaliśmy się w stronę głównej ulicy, aby znów spróbować swoich sił ze złapaniem stopa, ale po drodze na mapce zobaczyliśmy, że dość blisko nas znajduje się park “Zupa” i oczywiście nie bylibyśmy sobą gdybyśmy nie przeszli obok tego obojętnie – gdy jesteśmy na urlopie, w nowym miejscu, zawsze korci nas wejść we wszystkie możliwe zakamarki, chcemy zwiedzić jak najwięcej, chcemy zobaczyć jak najwięcej. 🙂
Do parku Zupa wyszliśmy przez dziurę od płotu, więc pierwsza myśl “oho będzie się działo”. 😀 Idąc dalej przed siebie widać było tylko totalną pustkę, żadnej żywej duszy, aż nagle nie wiadomo skąd zaczęły wychodzić kury i koguty – kolejna myśl “gdzie są ukryte kamery”. 😉 Z każdym kolejnym krokiem było swobodniej, napotkaliśmy opuszczony budynek, punkt widokowy, kilka spacerujących osób i kawałek miejsca, gdzie można było sobie spokojnie usiąść, poopalać się itp. Miejsce wyglądało na totalnie opuszczone i tym bardziej byliśmy tym zdziwieni, bo dosłownie kawałek dalej na każdym kroku czuć było luksus i bogactwo. I muszę przyznać, ze takie miejsca najbardziej lubię, których nie planujesz zwiedzić i nie przeczytasz w przewodnikach. 🙂
Po parku kierowaliśmy się ponownie do głównej ulicy, szliśmy w stronę przystanku, aby ponownie wyjąć kartę z napisem Kotor i przy odrobiny szczęścia złapać stopa i zwiedzić kolejne miasto, o którym słyszeliśmy tak wiele dobrego. 🙂 Czy udało nam się znaleźć stopa do Kotoru? Jak wyglądała podróż? Czy mieliśmy po drodze jakieś przeboje? Wszystkiego oczywiście się dowiecie, ale w drugiej części wpisu, w którym będę opisywać o wycieczce do Kotoru. 🙂
A tymczasem wracając jeszcze do Tivat – nie polecimy Wam żadnego noclegu, ani fajnego miejsca do zjedzenia – po prostu nie mieliśmy okazji tam ani spać, ani jeść w knajpkach, ale na pewno mogę polecić Wam to miejsce na przystanek w trasie, na spacer, na zobaczenie nowych widoków, czy miejsc. Czy żałuje? Nie. Czy wróciłabym ponownie zobaczyć Tivat? Nie. 🙂
Chcesz poznać kolejny zakątek Czarnogóry? Zapraszam do wpisu Petrovac na moru – mały czarnogórski raj . 🙂 A niedługo na blogu kolejne miejsca, które udało nam się zwiedzić w tych Bałkańskich rejonach. 🙂
omentarze
Piękne zdjęcia i piękny kraj. Jeszcze nie było mi dane zawitać do Czarnogóry, ale mam nadzieję, że zmieni się to niebawem. W ogóle tamta część Europy pozostaje dla mnie jeszcze nieodkryta.
Zazdroszczę odwagi – zawsze bałam się łapać stopa, jakoś nie mam aż tyle zaufania do obcych ludzi. Za to miasto wygląda bajecznie, chociaż w moim przypadku też najlepszym rozwiązaniem byłoby zwiedzenie przejazdem.
PS. Udało mi się wypatrzeć koguty 😀
Hehe super, że udało się wypatrzyć koguty 🙂
A ja mogłabym tam spędzić urlop bez problemu. Piękne widoki, lazurowa woda, jachty, palmy o tak lubię to;)
Super to wygląda na fotkach! Już rozglądam się za biletami!
Jak tam ładnie 🙂 Chociaż dla mnie poruszanie się komunikacją miejską, zwłaszcza za granicą, już jest atrakcją, na autostop bym się nie zdecydowała 🙂 Nawet nie wiem jak u nas w Polsce teraz jeździ się autobusami, nie jechałam już z 10 lat :]
Piękna zieleń i błękit. Może kiedyś tam trafię ;). Nie będę podróżowała stopem bo tak zdarza mi się tylko po Polsce podróżować ale i tak myślę że warto.
Mieliśmy okazję odwiedzić Czarnogórę, ale tak bardzo nie trafiliśmy w pogodę, że z przyjemnością ogląda się takie wakacyjne zdjęcia z tamtego rejonu. Aż kusi, żeby wrócić :_
Super wpis! Mega dla mnie przydatny, bo sama planują ta destynacje 😉
Czarnogóra i okoliczne kraje od dawna są w kręgu naszych zainteresowań, ale jakoś nie udało nam się tam jeszcze zawitać. Gdy już pokonamy wszystkie przeszkody, wrócimy do Ciebie żeby skorzystać z rad i trafić do najciekawszych miejsc.
W tym roku planuję Bałkany i bardzo przydał mi się Twój wpis, bo nie znam zupełnie Czarnogóry.
Jak tam jest przekonam się sama.
Każdy odbiera dane miejsca indywidualnie.
Troszkę liznęłam Albanii, Bułgarii i pora na większą podróż.
Pozdrawiam!
Odwiedziłam Czarnogórę dwukrotnie w trakcie samochodowych objazdówek po Bałkanach i chętnie tam jeszcze wrócę, bo to bardzo malowniczo położony kraj :). Z miasteczek najbardziej podobał mi się Kotor.